piątek, 10 stycznia 2014

02

Przystanęła przy jednym z drzew, zamykając oczy. Jej zmysły wyostrzyły się kilkukrotnie, a ona ze spokojem nasłuchiwała. Para z dzieckiem oddalona od niej o pięćset metrów. Dwieście metrów dalej spokojnie szła Oriane. Zapach tej wiedźmy wyczułaby wszędzie. Wskoczyła na jedno z drzew, wprawiając swe ciało w ruch. Chwilę potem stała tuż za rudowłosą. Jej czarna suknia sięgała do kolan, rozwiewana podmuchami wiatrów. Odwróciła się w jej stronę, przypatrując się jej zielonymi tęczówkami. Tanya powinna była ją zauroczyć, prawda? Niestety, łączyły ich stosunkowo ciepłe relacje. Poza tym... Oriane nie należała do głupich i słabych, dlatego zawsze pomagała Tanyii. Choćby jej prośby mogły wykraczać poza możliwości wiedźmy. Jednak ta potrafiła znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji. W milczeniu odbyły krótką drogą, przystając na niewielkim polu. Oriane podeszła do pnia, stawiając na nim dwie świece.
- Jesteś pewna, że nikogo nie ma w pobliżu? – upewniła się czarownica. Na wszelki wypadek Tanya uważnie przyjrzała się terytorium, starając się wyczuć kogoś lub coś. Na całe szczęście, nawet ten cholerny Tomlinson za nią nie łaził.
- Oczywiście, że nie ma. Pośpiesz się, zależy mi na czasie – warknęła nieuprzejmie, podając wiedźmie swą dłoń. Chwyciła ją w milczeniu, zamykając oczy. Świece zapłonęły żywym ogniem, a Oriane zaczęła wymawiać słowa zaklęcia. Po minucie męczarni, Tanya zniknęła. Czarownica otworzyła oczy i w tym samym momencie mocny podmuch wiatru ugasił świece.
Uśmiechnęła się, rozglądając dookoła. Znajdowała się w słonecznym Los Angeles, który, jak zwykle, wyglądał oszałamiająco tego dnia. Pewna siebie, wyszła zza rogu, wtapiając w tłum przechodni. Ludzie nie zwracali na nią uwagi, zajęci rozmowami, bądź wpatrywaniem się w ekran swojego telefonu, co naturalnie było jej na rękę. Nie bez powodu kilkanaście lat temu wybrali to miejsce; tutaj nikt by jej nie znalazł.
Pośpiesznie przeszła przez ulice, zatrzymując się pod niewielkim, ładnie ogrodzonym domem. Gdyby mogła, wysłałaby któregoś z chłopaków, aby szybko załatwili tą sprawę. Problem tkwił w tym, że nikt nie mógł się dowiedzieć. To była jej jedyna słabość...
Otworzyła furtkę, kierując się pod drzwi. Nacisnęła na dzwonek, czekając chwilę. Szybkie kroki wypełniły jej uszy, na moment przed otwarciem drzwi.
- Tanya?
Młody, na oko siedemnastoletni​ chłopiec uśmiechnął się szeroko. Jego czarne włosy były zupełnie poburzone, a jasne, szare wręcz oczy przypatrywały jej się ciepło. Wyglądał, jakby nie spał od kilku dni, zupełnie padnięty. Ubrany był, jak zwyczajny nastolatek, którym zresztą był. Nie wierzył w to, że znów się pojawiła. Od ostatniego czasu minęło pół roku. Ale obiecała, że go odwiedzi. Obiecała nie tylko jemu. I dotrzymywała obietnicy.
- Cześć, Damien. Stęskniłeś się, słoneczko?
*
-Hopie! – usłyszała za swoimi plecami. Ścisnęła mocniej telefon, który trzymała w swojej dłoni. Miała dzisiaj podły humor, bo musiała wstać o 7 rano, żeby się przygotować na pierwszy dzień. Obróciła się w kierunku Williama i posłała mu swój firmowy uśmiech. Ciemny blondyn porwał ją w swoje ramiona, przytulając tak mocno, jakby nie widzieli się pół roku, a nie dwa dni.
-Cześć Will. – zdobyła się na bardziej szczery uśmiech. Chłopak pocałował ją w czoło, natychmiast łapiąc ją za dłoń. Z każdym dniem coraz bardziej cieszyła się, że go ma. Tak właściwie znała tylko jego na tej uczelni. Poza Tanyą oczywiście. Ale jej nie było. Najwidoczniej postanowiła odpuścić sobie wstępną mowę, wygłoszoną przez wspólnotę uczelni.
-Gotowa na swój wielki dzień? – uniósł znacząco brwi. Hope spojrzała na niego zdziwiona. – No co? Poznasz chłopaków z drużyny!
-Ach tak. – skinęła głową. Nie miała na to ochoty, ale czegóż nie robi się dla swojej jedynej miłości? Nie będzie przecież narzekać, bo w końcu by ją zostawił, a ona… Nie chciała być sama. Nigdy.
Dyskretnie zerknęła za siebie. Czuła czyjś wzrok na swoim karku odkąd wyszła z bloku. Miała wrażenie, że ktoś ją śledził. To było niedorzeczne, bo kto mógłby być takim natrętem? Nic nikomu nie zrobiła, dlaczego ktoś miałby ją śledzić? A może jej się tylko wydawało? Wielokrotnie oglądała się za siebie, ale za każdym razem nie dostrzegała nikogo podejrzanego. Czuła się jak schizofreniczka,​ a może nawet gorzej.
Westchnęła cicho, wracając myślami na ziemię. Spojrzała na swojego chłopaka, który właśnie zawzięcie opowiadał o sobotnim meczu. To będzie długi dzień.
*
Zielone oczy uważnie studiowały teren wokół uczelni. Wszyscy studenci wraz z profesorami zgromadzili się na tyłach budynku. Rozpoczęcie roku na trawniku, czyż to nie było cudowne? Ptaszki ćwierkają, słońce przygrzewa… Ponętne studentki i krew płynąca w ich żyłach. Aż ślinka mu ciekła na samą myśl. Och ile by dał, by móc być teraz gdzieś indziej. Nudziło mu się. Nienawidził pilnowania słabszych. Nudne i męczące.
Prychnął pod nosem, nasuwając na oczy przeciwsłoneczne​ okulary. Miał ochotę rozerwać komuś krtań. Nie był zdenerwowany. Chciał się rozerwać. Zabić kogoś, ot tak – dla zabawy. Kto mu zabroni? Nikt śmiertelny nie mógł mu wyrządzić krzywdy.
Siedział jak kołek, czekając aż ta piękność zdecyduje się opuścić te mury. Szkoła artystyczna, ot co. Ciekawe co było jej talentem? Malowanie, śpiewanie, tańczenie? Była zgrabna, więc może to ostatnie?
Śledził ją od rana, w sumie nie wiedział po co. Rozkaz z góry, nie spuszczaj z niej oka. Pociągnął nosem, uśmiechając się. Ładna była. Lubił ładne dziewczyny.
Rozprostował swoje kości, wstając z ławki. Zerknął na zegarek. 10:54. Powinni już kończyć, jak długo może to trwać? Nie wytrzymałby na ich miejscu, chociażby piętnastu minut paplaniny o tym jak wspaniały będzie rok akademicki na tej uczelni. Przemowa o rozwijaniu umiejętności, dobrych notach i świetnym samopoczuciu. Jakoś go to nie kręciło. Chciał stąd iść.
Jego obserwacje przerwał odzew telefonu w tylnej kieszeni jeansów. Sięgnął tam dłonią i wziął swoje urządzenie. Odebrał połączenie, jednocześnie siadając na oparciu ławki. Nogi rozstawione dość szeroko, łokieć oparty na udzie. Czy tak wożą się wszyscy cwaniacy?
-Styles. – mruknął do czarnego urządzenia. W milczeniu wysłuchiwał krzyków swojej przełożonej. Boże, jakaż ona bywała upierdliwa. Ale nic nie mogło zaburzyć jej atrakcyjności. Piękna, młoda, zaborcza – Ale ja przecież… - umilkł, gdy Tanya mu przerwała. – Tak, zaraz będę.
Pół godziny później był już w wielkim domu, pełnym przebrzydłych wampirów. Niall grał na gitarze, gdzieś na górze Zayn uderzał w wielki worek treningowy, Mike wyjadał pół kuchni, a Louis… Gdzie był Louis? Pewnie jak zwykle uprzykrzał życie Tan. Chociaż… Skoro to Harry’ego wezwała, a nie Tommo. Louis musiał być z dala od domu. Wampirzyca nie pozwoliłaby mu być niedaleko, gdy ma jakąś sprawę do Stylesa. Kobieta, która uwielbia wszystko trzymać w tajemnicy. Uśmiechnął się pod nosem, dość sarkastycznie jak na dziewiętnastolat​ka.
-Tanya. – skinął głową z szacunkiem, kiedy już znalazł się w jej gabinecie.
-Siadaj pajacu. – warknęła dziewczyna w odpowiedzi. Czy nadmienił kiedyś, jak bardzo jest irytującą kobietą?
Wykonał jej polecenie, siadając naprzeciwko niej. Karmelowe tęczówki zmierzyły go, w dość niegrzeczny sposób. Od góry do dołu. Co znowu zrobił? Siłą woli powstrzymał ziewnięcie. Był tu zaledwie pięć minut, a już cholernie się nudził. Poszedłby na imprezę. Dlaczego był dopiero poniedziałek?
-Myślę, że jesteś niedorozwinięty.​ – powiedziała w końcu Tanya. Harry spojrzał na nią, jakby właśnie powiedziała mu coś miłego. Cóż, nie często słyszy się takie komplementy z ust tak zmysłowej kobiety. – A ja myślałem, że zawołałaś mnie, żebyś dała mi jakieś wskazówki, no ale skoro chcesz się bawić w rzucanie epitetami… To może ja już wyjdę? – podniósł się ze skórzanego fotela, czym jeszcze bardziej zdenerwował ciemnowłosą. Nie jego wina. Nie musiała go obrażać.
-Kazałam ci wstawać?! Siadaj, kretynie! – warknęła. W milczeniu wrócił na swoje miejsce. – Chciałabym, żebyś pojechał do Los Angeles.

-Co? Jezu, Tan! Dopiero stamtąd wróciliśmy! – jęknął Harry – Nie jara mnie krew naćpanych lasek, daj sp…

-To nie była prośba Harry, to był rozkaz. –powiedziała spokojnie Tanya, po raz kolejny mu przerywając. Robiła to dość często, a mimo tego nie potrafił się przyzwyczaić do jej chwilowej bezczelności. Para zielonych oczu skupiła się na niej, ciskając błyskawice. Mało ją to teraz interesowało. Damien był najważniejszy. I Hope, ale nią zajmie się ktoś inny. Ten burak nie potrafił nawet przypilnować, żeby inne wampiry się wokół niej nie kręciły. Ale potrafił się opiekować Damienem, udając jego przyjaciela. Tak było lepiej.

-Nie może zrobić tego ktoś inny? – zapytał z nadzieją Harry. Tanya westchnęła cicho.
-W sumie, mogłabym wysłać tam Zayna… - powiedziała w końcu, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Zielone oczy spojrzały na nią uradowane.
-Serio? – ucieszył się Harry.
-Nie. – warknęła – Lot masz dzisiaj wieczorem, zejdź mi z oczu.
Odczekała chwilę, a gdy drzwi zamknęły się z trzaskiem za jej gościem, rozluźniła się. Zsunęła niewygodne buty na obcasie ze zmęczonych stóp i położyła swoje nogi na mahoniowym biurku. Wyciągnęła z szafki butelkę z czerwonym płynem i nalała go sobie do szerokiej, kryształowej szklanki. Oparła się wygodniej o skórzany fotel i uśmiechnęła się leniwie, racząc się krwią.
To nie tak, że wiecznie była zimną suką. Nie było tak, że ich wszystkich nienawidziła. Po prostu musiała być stanowcza, a czasem nawet okropna, by móc coś osiągnąć. By chronić osoby, które kocha. A Damien bez wątpienia należał do tego wąskiego grona. Traktowała go jak rodzonego brata, choć byli spokrewnieni w dalszej linii genetycznej. Zależało jej na komforcie czarnowłosego mężczyzny. Wiele dla niej znaczył. Musiała go chronić.
A w tym momencie Harry był najlepszym obrońcą Damiena. Mimo tego, iż czasem uważała go za kompletnego kretyna… W gruncie rzeczy był dobrym chłopakiem. Trochę roztropnym, czasem za bardzo pijanym. Uszczypliwym, uroczym wampirem. Lubiła go. Dlatego właśnie to on dostał w ręce życie Damiena. Ufała mu.
I z całego umarłego serca wierzyła, iż jej nie zawiedzie. Inaczej go zabije. Co nie będzie dla niej większym problemem.

A Harry o tym doskonale wiedział.



Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Kompletnie zawaliłam swoją część (ta druga;-;) 
Może jeszcze nic się nie dzieje, ale chcemy wprowadzać akcję stopniowo, zrozumcie nas... 
Dziękujemy za ilość wejść, komentarzy itd <3 
Jeśli chcecie być informowani - piszcie w komentarzu lub w zakładce "Informowani"
Komentujcie ;3 

Obserwatorzy